"Życie jest jak pudełko czekoladek, nigdy nie wiadomo..."
-... co ci się może trafić, Draco - powiedział Blaise kładąc nogi na stoliku do kawy i wyjadając czekoladowe żaby, które znalazł w kuchni swojego przyjaciela.
- Co za bezsens - mruknął Malfoy i zaczął przekładać papiery z biurka do teczki, z teczki do teczki i z teczki na biurko.
- Jaki tam bezsens, sama prawda! - obruszył się Zabini i zapchał sobie usta kolejną porcją żab.
- Nie mówiłem do ciebie, kretynie..
W odpowiedzi usłyszał tylko pogardliwe prychnięcie.
- I kogo nazywasz kretynem? To ty nie możesz sobie już od trzech miesięcy poradzić z tą całą Granger...
- Nawet mi nie przypominaj... - westchnął Draco i usiadł na stoliku do kawy.
- No więc co zamierzasz z tym zrobić?
- Jeszcze nie wiem, ale coś wymyślę. - Powiedział próbując bardziej przekonać przyjaciela niż samego siebie.
Prawda była taka, że kompletnie nie miał pojęcia co zrobić. Otóż po wojnie Draco założył własną firmę produkującą wszelkiego rodzaju eliksiry. Problem w tym, że nie wszystko odbywało się do końca legalnie. Jakimś cudem Hermiona Granger zdobyła dowody na łamanie prawa przez firmę Malfoy Company. Dołóżmy do tego to, że w owej firmie wykorzystuje się skrzaty domowe i zanieczyszcza środowisko... Tak więc Granger, która założyła organizację chroniącą dobro naturalne i przy okazji prawa skrzatów, od trzech miesięcy próbuje przedstawić władzom wiarygodne dowody popełnienia przestępstwa.
Draco nie mógł pozbyć się swoich pracowników, ani utylizować ogromnych ilości niebezpiecznych substancji więc był w kropce. I to dość poważnej.
- To lepiej myśl i to szybko, zanim ta jej bzdurna organizacja wytoczy ci proces... Zwłaszcza, że zalazłeś za skórę najlepszej pani prokurator w Londynie, a ona się ostatnio z Granger zaprzyjaźniła... - Blaise skrzywił się dość mocno.
- Nie moja wina, że Parkinson się wtedy do mnie dobierała... - westchnął Draco.
- Ale to nie znaczy że musiałeś publicznie ją obrazić i wytykać jej jaka to ona...
- ...jest kiepska w łóżku, tak wiem, Blaise, nie musisz mi tego przypominać... A tak swoją drogą to gdzie jest Theo? Miał tu być - spojrzał na zegarek - jakieś dziesięć minut temu.
W tym momencie z kominka wyleciał, i to dosłownie, Theodor, brudząc popiołem drogi perski dywan.
- Sorry, stary, ale miałem sprawę na mieście i jakoś tak mi wzięło i zeszło...
Blaise uniósł jedną brew i spojrzał na niego powstrzymując uśmiech.
- Czy ta twoja "sprawa na mieście" nie nazywa się przypadkiem Parkinson?
Theo spurpurowiał, ale nie zaprzeczył.
- Daj spokój Theo, spotykacie się już od kwartału i wszyscy o tym dobrze wiemy. Możesz się wreszcie do tego przyznać. - Powiedział Draco uśmiechając się łagodnie.
- W sumie to coś was kiedyś łączyło, więc...
- Jeśli jej chorą obsesję na moim punkcie i fakt, że dwa razy z litości poszedłem z nią do łóżka nazywasz "czymś" to w sumie masz rację. - Sarknął blondyn. - Na szczęście jakieś pół roku temu jej przeszło, więc nic nie stoi na przeszkodzie, żebyście mogli bez żadnych przeszkód zawrzeć związek małżeński.
Blaise parsknął śmiechem i czekoladową żabą, co Draco skwitował uniesioną brwią.
Tymczasem Theo spurpurowiał jeszcze bardziej.
- No właśnie to była ta sprawa, która mnie zatrzymała - wydusił z siebie.
Czarnoskóry przestał się śmiać i wymienił spojrzenia z blondynem, który spojrzał na niego wyczekująco. Zabini westchnął i wyciągnął z tylnej kieszeni dżinsów zmięty banknot i podał go przyjacielowi.
- Oświadczyłeś się jej?
Nott przytaknął wolno głową patrząc na banknot, który wciąż znajdował się w rękach Malfoya.
- To gratulacje stary! - Blaise poderwał się z kanapy i poklepał przyjaciela po plecach.
- Dzięki, Blaise. A mogę wiedzieć, co to jest?
- To? - Draco udał zdziwienie - Pieniądze.
- Założyliśmy się, kiedy w końcu na palcu Pansy zalśni pierścionek. Draco obstawił ten miesiąc i wygrał. - wyszczerzył się czarnoskóry.
- Okeeeeej... Ale dlaczego mugolskie pieniądze? - zapytał Theo.
- A nie wiem, tak jakoś wyszło - Blaise wzruszył ramionami i z powrotem usiadł na kanapie.
- Dobra panowie, czas się zbierać. Sorry, Blaise, że naświniłem ci na dywan... - zaczął Nott.
- E tam, sam przed chwilą oplułem czekoladą kanapę i podłogę, luzik.
Draco zaczął zgarniać wszystkie swoje papiery do nesesera i po chwili był już gotowy.
*
Apartamenty w magicznej części Londynu były niezwykle okazałe. Zwłaszcza te na ostatnim piętrze wieżowca. Draco, Blaise i Theo aportowali się przed budynkiem. Zabini wsadził ręce do kieszeni, poderwał głowę i gwizdnął przeciągle.
- Robi wrażenie, prawda? - zapytał Theo
- Pewnie - odparł Draco.
Stali tak przez chwilę z zadartymi głowami.
- Które piętro? - zapytał w końcu Blaise.
- Siedemdziesiąte - odpowiedział Theo nadal patrząc w górę.
- Dobra chłopaki, nie ma co tu stać, ludzie się gapią. - Powiedział Draco i jako pierwszy się deportował.
Wylądował na eleganckim długim korytarzu, obłożonym hebanowym drewnem. Ze ścian sączyło się delikatne światło, nadając miejscu odpowiedniej atmosfery. Draco poczuł przyjemny dreszcz w dole kręgosłupa. Wtedy Theo aportował się cichym pyknięciem, a Blaise z głośnym trzaskiem. W dodatku nie wylądował w miejscu, tylko przebiegł parę kroków prawie się potykając.
- Czy ty zawsze musisz biec, jak się deportujesz? - zapytał Draco unosząc brew.
- No ale ja właśnie nie biegnę! Samo tak jakoś wychodzi przy apotracji! - obruszył się Blaise.
- Dobra, słońca, kończcie te pogaduchy, czas obejrzeć mieszkanie - oznajmił Theo popychając przyjaciół w stronę ostatnich drzwi z numerem 355.
Blaise bezceremonialnie szarpnął za klamkę i wszedł do środka. Pozostali wymienili spojrzenia pt.: "cały on".
- O ja cię! - dobiegł ich głos z wnętrza mieszkania.
Drzwi prowadziły do krótkiego korytarzyku wyłożonego dębową boazerią. Dalej wchodziło się prosto do ogromnego salonu z bardzo wysokim sufitem. Ściany były pomalowane na biało z elementami beżu. Zamiast ściany vis-a-vis wejścia było ogromne okno, za którym był całkiem spory balkon. na podłodze salonu leżał mięciutki biały dywan, na którym stały dwie białe sofy i dwa kremowe fotele ustawione w prostokąt z niskim szklanym stolikiem po środku. Pomieszczenie było bardzo dobrze oświetlone i roztaczał się z niego niesamowity widok na panoramę miasta.
Po lewej podłoga była podwyższona, trzeba było się wspiąć po paru schodkach. Blaty kuchenne były ustawione tak, że stały idealnie przy krawędzi podwyższenia i schodów. Kuchnia stanowiła więc mały wydzielony element przestrzeni, ale nie była osobnym pomieszczeniem. Na prawo od schodków był kawałek niezagospodarowanej podłogi podwyższenia, a na ścianie obok ogromnego okna wisiał niesamowity pejzaż przedstawiający las, jezioro i spowite mgłą góry.
Vis-a-vis schodków znajdowały się uchylone drzwi prowadzące do sypialni, a obok nich drzwi od łazienki.
- To się nazywa chata, już ci zazdroszczę stary... - mruknął Blaise.
Draco się zaśmiał.
- Tak to jest, jak twój najlepszy przyjaciel jest agentem nieruchomości.
- Pffff.... To ja nie jestem twoim NAJLEPSZYM przyjacielem?
- Oczywiście, że jesteś... - uśmiechnął się Draco, na co Blaise się udobruchał. - ... ale to nie ty załatwiłeś mi chatę.
Zabini stał z otwartymi ustami i gapił się na Malfoya. Theo parsknął śmiechem i poklepał osłupiałego przyjaciela po plecach.
Blaise wskoczył pierwszy po schodkach i wpadł do sypialni. Wyskoczył z niej tak szybko, jak się w niej znalazł.
- Pamiętasz może, co ci mówiłem o tych czekoladkach? - zapytał ciut zdenerwowany.
- No coś tam gadałeś o tych pudełkach z niespodzianką.
- Właśnie. I jedna taka niespodzianka jest w twojej sypialni.
Zdziwiony Draco minął przyjaciela i wszedł do środka. Na dużym łóżku leżała otwarta walizka, a z garderoby wyszła właśnie...
- GRANGER!? Co ty tu robisz, do jasnej cholery!?
___
Pierwsza notka, mam nadzieję, że się spodoba :D
Zostawiłaś u mnie link w 'spamie', więc wpadłam :P
OdpowiedzUsuńI muszę Ci powiedzieć , że zaciekawiłaś mnie, i to ogromnie!
Szczególnie pomysłem, o co w dzisiejszym świecie dramione jest bardzo trudne :)
Wykonaniem- również. Dialogi nie zanudzają i chce się czytać coraz to więcej.
Brakuje mi wstępu- coś takiego jak prolog, ale mniejsza z tym.
Proszę, poinformuj mnie o nowym rozdziale u mnie na blogu, w zakładce 'spam' :)
zapraszam także do mnie: droga-do-milosci.blogspot.com/
Pozdrawiam M.
Dzięki za komentarz u mnie.
OdpowiedzUsuńPostanowiłam się odwdzięczyć, a widząc, że dopiero zaczynasz to pisze :)
Podobają mi się twoje naturalne dialogi, przy których się uśmiechałam. I to wiele razy. Żałuję, że nie wstawiłaś prologu, ale to nic nie szkodzi. Przynajmniej przechodzisz od razu do rzeczy. I jest mój Teoś!! Normalnie to zaśliniłabym sobie klawiaturę.
Historia zainteresowała mnie, dobrze się czytało.
Mam tylko jedną uwagę: "Siedemdziesiąte - odpowiedział Theo nadal patrząc w górę." Nie wiedziałam w tym momencie jaką reakcje przybrać (czy jak to to się określa), ale aż siedemdziesiąte piętro? W Londynie, a nawet w całej Anglii nie ma takiego budynku. Zastanawiam się czy jest na świecie:D
Pozdrawiam serdecznie.
Rozumiem Twoje zdziwienie liczbą pięter, ale mowa jest o MAGICZNEJ części Londynu ^^ Więc jak to bywa w świecie czarów, wszystko (lub prawie wszystko) jest dozwolone :D
UsuńDziękuję za ciepłe słowa i zapraszam do odwiedzania tego miejsca czasami :)
Co?! Jak?! Gdzie?!... Co Hermiona tam robi? O.o
OdpowiedzUsuńPrzyznam szczerze bardzo mnie zaciekawiłaś :D Rozdział bardzo ciekawy. Znakomcie się zaczyna!
Już cię dodaję do blogów, które czytam. ;]
Heh.. Ale to fajnie zabrzmiało "jedna taka niespodzianka jest w twojej sypialni.":p
No to czekam na nowy rozdział i życzę weny ;)
P.S. Przy okazji zapraszam cię do mnie. Ja również piszę o Dramione :)
http://dramione-by-nana-nanana.blogspot.com/
Zauwazylam link w komentarzu pod innym dramione. Nie powiem, bardzo mnie zaciekawilas :) Twoj blog trafia do zakladek na moim komputerze ;)
OdpowiedzUsuńHahahaha, o matko, świetny rozdział, uśmiałam się, naprawdę. :) Podoba mi się, błędów nie wyłapałam, przyjemnie i lekko się czyta, jest, jednym słowem mówiąc, super. :) Idę czytać dalej, muszę się w końcu dowiedzieć co Hermiona tam robi o.O
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Kazz :)
Świetne :D
OdpowiedzUsuńZapraszam :
historiaomiloscipannyblackdragon.blogspot.com
i
dramioneodnienawiscidomilosci.blogspot.com