niedziela, 9 lutego 2014

Poradnik pozytywnego myślenia

Draco przeciągnął się i podrapał po karku. W którym momencie pisania raportu udało mu się zasnąć?
Zerknął na ostatnie linijki tekstu i na samym dole zauważył atramentowego kleksa oraz francuskie nazwisko płynnie przechodzące w linię prostą i wybiegające poza granicę pergaminu.
Zaraz, to nie było francuskie nazwisko, to był jego podpis!
- Merlinie... - jęknął ślizgon i przetarł twarz dłonią.
Będzie musiał przepisywać teraz ponad trzydziestostronicowy raport.
Który musiał się znaleźć na biurku ministra równo w południe.
Draco miał ochotę się rozpłakać.
Zajrzał z nadzieją do pustego kubka po kawie, ale niestety, nie napełnił się ponownie.
Potrzebował kofeiny i to natychmiast.
Skrzywił się, ale przystawił usta do naczynia i powoli przechylił, pozwalając, by rozmiękłe fusy znalazły się w jego gardle. Sekundę później wszystko wylądowało na raporcie.
- Nigdy więcej.
Nadal się krzywiąc podszedł do stojącego w kącie mugolskiego dystrybutora i nalał sobie wody do plastikowego kubeczka. Przynajmniej raz coś tak prymitywnego okazało się pomocnym. Nie żeby ślizgon tym stwierdzeniem zmienił swój stosunek do szlam i mugoli. Broń Merlinie!
Draco stanął przy oknie swojego małego, uwalanego papierami biura i zapatrzył się na panoramę Londynu. Chociaż z trzeciego piętra nie było zbytnio czego podziwiać.
Jego departament jako jedyny nie miał siedziby w ministerstwie i w sumie miało kto o nim wiedział. Bo kto by się przejmował Departamentem Kontroli Jakości? Ale było to dobre miejsce dla osób takich jak Malfoy, by mogły rozpocząć swoją karierę w ministerstwie od podstaw, z całkowicie czystą kartą.
Ślizgon zerknął na zegarek. Dochodziła dziesiąta, wypadałoby coś zjeść.
Odstawił plastikowy kubeczek poza zasięgiem zdatnego do użytku pergaminu i wyjął z szuflady niezapisany plik. Ułożył stronice równo na blacie biurka, wyciągnął z kieszeni samopiszące pióro, którego nigdy nie używał (chyba, że w sytuacjach kryzysowych, takich jak ta), rzucił parę zaklęć i wyszedł.
Pociągnął mocno drzwi, aby nie odskoczyły przy przekręcaniu klucza, co zdarzało się dosyć często. Stanął w bezruchu nasłuchując. Gdy do jego uszu dotarły dźwięki skrobania po pergaminie, skinął z zadowoleniem głową i skierował się do wyjścia.
W hallu minął Yolandę, młodziutką, czerwonowłosą sekretarkę z kilkoma kilogramami nadwagi. Zawsze, ilekroć Draco ją widział, trzymała w ręce jakieś ciastko albo inny słodki wypiek.
Uśmiechnął się do niej lekko, a ona odpowiedziała tym samym. Była jedyną osobą w całym departamencie, która nie oceniała go pod kątem przeszłości i obecnej reputacji rodziny.
Zaraz za drzwiami uderzył go podmuch wiatru niosący zapachy z pobliskiej kawiarni. Było to ulubione miejsce Draco. Można tam było ze spokojem napić się każdego rodzaju kawy bądź herbaty, kupić świeże pieczywo lub zjeść coś słodkiego.
Zatrzymał się przed Oazą, której nazwa idealnie oddawała klimat tego, co można było znaleźć w środku.
Gdy tylko przekroczył próg, stojący za ladą John pomachał do niego. Znali się odkąd Draco zaczął pracować dla ministerstwa, czyli jakieś pięć lat.
Ślizgon przychodził tu codziennie na skromne śniadanie i na lunch. Doczekał się nawet trzydziestoprocentowej zniżki dla stałych klientów.
- Hej, John. Dzisiaj tylko podwójne espresso - powiedział, podchodząc do lady.
- Ciężka noc, co? - zagadnął go mężczyzna, wycierając filiżankę.
- Przez całą noc pisałem cholerny raport i spieprzyłem samą końcówkę.
- Współczuję - odparł John i postawił przed nim kawę. - Na koszt firmy - dodał z uśmiechem i zajął się kolejnym klientem.
- Dzięki - mruknął Draco, ale mężczyzna już tego nie usłyszał. Odetchnął głęboko, wdychając zapach mocnej kawy. Upił kilka łyków i wyciągnął z kieszeni list, który przysłała mu wczoraj wieczorem  matka. Była tak zajęty, że nie miał okazji jeszcze go przeczytać.
Wyprostował kartkę i zaczął czytać:

Kochanie,
Wiem, że masz bardzo dużo pracy w ministerstwie, ale mógłbyś od czasu do czasu mnie odwiedzić. 
Zapraszam cię jutro na herbatkę i nie przyjmuję odmowy.
Ściskam, mamusia.

Ślizgon zaśmiał się. Narcyza była bardzo nieustępliwa. Czyli dzisiaj czekało go to spotkanie, obojętnie ile pracy musiałby wykonać.
Narcyza robiła wszystko, by po wojnie odbudować reputację rodziny. Znacznie pomogła jej w tym śmierć Lucjusza, miała wreszcie wolną rękę, aby podjąć działania.
Zaprzyjaźniła się z Weasleyami i nagle zdała sobie sprawę z tego, że Ginny to idealna dziewczyna dla Draco.
Niestety on był innego zdania. Widział jak Blaise ślini się na widok rudowłosej, więc nie chciał wchodzić mu w drogę. Z resztą oboje bardzo do siebie pasowali i ślizgon dałby sobie głowę uciąć, że byli ze sobą kompatybilni w stu procentach, a może nawet i bardziej.
Poza tym kwestia posiadania rudych dzieci napawała go zniesmaczeniem.
Przesunął palcem po podpisie na liście i schował go do kieszeni. Dopił resztę kawy, pomachał do Johna i wyszedł.


Samopiszące pióro zakończyło już swoją pracę i wisiało posłusznie nad biurkiem w oczekiwaniu na dalsze polecenia. Draco zgarnął je ruchem ręki do szuflady i zebrał raport. Zabezpieczył go zaklęciem i odłożył na teczkę z dokumentami do dostarczenia.
Wyszedł z biura i ponownie wpadł na Yolandę, która uśmiechnęła się przepraszająco. Wyciągnęła w jego stronę malutki koszyczek z czekoladowymi ciastkami. Ślizgon skusił się na jednego, a po namyśle włożył do kieszeni jeszcze dwa. Dziewczyna zaśmiała się serdecznie, ale zaraz spoważniała.
- Mam wiadomości z pierwszej ręki - zaczęła. Miała niesamowicie delikatny głos, którego można by słuchać godzinami.- Mamy dzisiaj wizytację, lepiej nigdzie nie wychodź i pozbądź się tego samopiszącego pióra - mrugnęła do niego.
- Trzy światy, od kiedy Departament Kontroli podlega kontrolom? No nic, dzięki za uprzedzenie - pocałował ją w policzek i porwał jeszcze jedno ciastko z koszyka.
- Nie ma za co, smacznego - zawołała za nim, gdy znikał w drzwiach swojego biura.
Co tu dużo mówić, Draco uwielbiał Yolandę. Była leciutkim powiewem świeżości i radości w tym przybytku nudy.
Wgryzł się z zainteresowaniem w ciastko i nawet nie zauważył, kiedy zjadł je wszystkie. Strzepnął okruchy na podłogę.
No nic, wizytacji nie przeskoczy. Wyciągnął spod sterty papierów kawałek czystego pergaminu i w kilku zdaniach wyjaśnił, dlaczego nie może wpaść dzisiaj na herbatę. Westchnął, stawiając kropkę przy podpisie. Narcyza nie będzie zadowolona, ale w najgorszym wypadku tylko dostanie od niej wyjca.
Złożył wiadomość w samolocik, stuknął w niego dwa razy różdżką i obserwował jak wznosi się do lotu i znika za uchylonymi drzwiami. Jego celem była tutejsza sowiarnia mieszcząca się na trzecim piętrze.
Draco westchnął i zerknął na zegarek. Za dwadzieścia jedenasta.
Jeżeli do tej pory nie dostał żadnego zadania, to znaczy, że nie dostanie go przynajmniej do trzeciej, kiedy to przychodzi drugi zleceniodawca.
Miał nigdzie nie wychodzić, ale nie chciało mu się siedzieć w tej zakichanej klitce.
Może wpadnie na kawę do Yolandy? Bardzo fajna dziewczyna, może nawet coś by z tego było.
Zerknął na kuliste akwarium stojące na półce przy drzwiach. W środku pływała złota rybka, leniwie zataczając kółka. Machnął różdżką w stronę opakowania z karmą, które się uniosło i delikatnie zatrzęsło nad taflą wody.
Draco ostrożnie przechylił pudełeczko i szczypta ciemnoczerwonej karmy z dodatkiem witamin wpadła do akwarium. Ślizgon przypatrzył się rybce.
Ile by dał, żeby pływać leniwie w takiej kuli. Chociaż było to zapewne bardzo ogłupiające zaklęcie.
Z zamyślenia wyrwało go pukanie do drzwi.
Przez szparę w drzwiach wychylała się zaokrąglona twarz Yolandy.
- Nie przeszkadzam? - spytała nieśmiało.
- Nie, zapraszam  - wyprostował się na krześle. - Co cię do mnie sprowadza?
- Pomyślałam, że może masz ochotę na kawę, a lepiej na razie nie ruszać się z biur, przynajmniej dopóki wizytatorzy sobie nie pójdą.
- Chyba czytasz w moich myślach - uśmiechnął się do dziewczyny, która otworzyła szerzej drzwi i weszła do środka. W rękach trzymała tacę z dzbankiem kawy, cukierniczką, dwoma kubkami, mlekiem i talerzykiem ciastek.
Ślizgon zerwał się z miejsca i przejął od niej tacę.
- Wiesz, że cię uwielbiam? - rzucił przez ramię, kierując się w stronę biurka. - Chyba się z tobą ożenię.
Yolanda zaśmiała się perliście i zamknęła drzwi.
- Byłoby mi bardzo miło, gdybym lubiła chłopców.
Draco odwrócił się i spojrzał na nią autentycznie zdziwiony i odrobinę zawiedziony.
- Jesteś lesbijką?
- Żartowałam - pacnęła go w ramię i znowu się zaśmiała.
Ślizgon teatralnie złapał się za serce i westchnął z przesadzoną ulgą. Podszedł do niej i chwycił jej dłonie.
- Yolando Martinez, przyklęknąłbym, ale tu jest za brudno.
Usta dziewczyny drgnęły, powstrzymując uśmiech. Starała się zachować poważną minę.
- Czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz... moją kucharką?
Nie wytrzymała i wybuchnęła zarażającym śmiechem. Skinęła głową, nie będąc w stanie wypowiedzieć jakiegokolwiek słowa. W oczach pojawiły jej się łzy radości. Uniosła dłoń i nią pomachała sobie przed twarzą.
- Jesteś taka urocza, kiedy pękasz ze śmiechu - westchnął rozmarzonym tonem Draco. - Dobra, kawa nam stygnie, a ciastka się same nie zjedzą - klasnął z zapałem w dłonie i zajął miejsce przy biurku.
Pociągnął Yolandę za sobą i posadził sobie na kolanach. Po co ma się kłopotać wyczarowywaniem krzesła, skoro tak jest o wiele przyjemniej?
- Z cukrem, czy bez? - zapytał, gdy dziewczyna jeszcze dochodziła do siebie po ataku wesołości.
- Bez, ale z mlekiem poproszę - odpowiedziała, chwytając ciastko.
- Już się robi.


- Nie zapomnij o tym piórze - rzuciła Yolanda i wyszła z gabinetu Draco.
Uśmiechnął się do siebie. To był zdecydowanie najprzyjemniejszy moment dnia. Zerknął na zegarek. Za dziesięć dwunasta.
- O nie... - szepnął i rzucił się po raport.
Trzy minuty później aportował się w atrium ministerstwa. Odebrał przepustkę i za pomocą za pomocą kominka znalazł się na korytarzu przed gabinetem ministra.
Nerwowo zerknął na zegarek. Miał minutę. Poprawił sobie krawat i kołnierzyk, wygładził poły marynarki.
Zapukał delikatnie. Drzwi otworzyły się kilka sekund później i ślizgon został wciągnięty do środka.
- Panie Malfoy, zapraszam! - radosny głos Kingsleya Shacklebota rozniósł się po jego gabinecie. - Jak zwykle punktualny,co jak co, ale takich pracowników właśnie nam trzeba!
Draco poczuł się dziwnie i co najmniej nieswojo, gdy minister klepnął go po przyjacielsku w plecy. Odchrząknął i spojrzał na mężczyznę wpatrującego się w niego z uwagą.
- Mam dla pana raport, panie ministrze - wyciągnął rękę z dokumentami.
Pierwszy raz miał styczność z Shacklebotem, i to w dodatku sam na sam, i nie miał bladego pojęcia, jak się powinien zachować.
- Oj tam, panie ministrze - machnął ręką. - Mów mi Kingsley. Równy z ciebie chłopak, Draco, już nie mogę się doczekać, aż cię przeniosą do mnie.
- Na - naprawdę? - zająknął się ślizgon. - Panie mini... Kingsley, to naprawdę bardzo miłe, co pan mówi, ale wolałbym sam osobiście zapracować na awans, rozumie pan?
- Oczywiście. Zamierzasz podtrzymać dobry wizerunek nazwiska, to zrozumiałe. Jednak byłbym niezmiernie zachwycony mając cię w swojej drużynie.
- Nie wiem, czym sobie na to zasłużyłem...
- Nonsens - wszedł mu w słowo minister - Dzięki tobie Departament Kontroli Jakości stanął na nogi i wiele osób zaczęło się na nowo przekonywać o jego niezbędności. Wróżę ci świetlaną przyszłość w ministerstwie i kto wie? Może pewnego dnia nawet mnie zastąpisz?
Draco poczuł, że robi mu się gorąco. Nie miał pojęcia, że jego praca jest aż tak ważna.
- Jeśli jest coś, co mógłbym dla ciebie zrobić, Draco, proszę śmiało mówić.
Malfoy zastanowił się chwilę.
- Właściwie jest taka jedna rzecz...


- Draco! - Yolanda rzuciła mu się na szyję, gdy tylko wszedł do budynku. - Dostałam awans i podwyżkę. Nie mam pojęcia, jak ci dziękować. Nawet nie próbuj się wykręcać, wiem, że to twoja sprawka! Musimy to oblać, no może niezbyt dosłownie, ale zapraszam cię na obiad.
Dziewczyna uśmiechnęła się zachęcająco.
- Dobrze, zgadzam się. Musiałem się jakoś odwdzięczyć za to, ile dla mnie zrobiłaś - odpowiedział uśmiechem.
- Drobiazg. - Yolanda machnęła ręką. - Dostałam cynka, że dziesięć minut będą ci od wizytacji, więc leć już, musisz robić dobre wrażenie.
Dziewczyna popchnęła go lekko w stronę windy i zawróciła do swojego biurka.


Draco setny raz wyrównał papiery zajmujące prawie całą powierzchnię jego biura. Wyjął różdżkę z kieszeni i rzucił zaklęcie kompresujące. Dzięki temu wszystko zdołał upchnąć w szufladzie.
Pomieszczenie od razu wyglądało lepiej. Odstawił serwis do kawy na półkę obok akwarium i z zadowoleniem ocenił efekt.
Równo o trzynastej do jego biura zapukał wizytator. Draco poprawił marynarkę, ostatni raz omiótł spojrzeniem pomieszczenie i otworzył drzwi.
Jego oczom ukazała się kobieta, której w pierwszym momencie nie poznał. Miała bardzo krótko obcięte włosy, ledwo okalające jej twarz. Były stylowo pocieniowane i delikatnie falowały. Dalej ślizgon zauważył duże, brązowe oczy otoczone idealnie dobranym, czarnym cieniem do powiek. Niżej znajdowały się usta muśnięte wiśniową szminką.
Cała postać opakowana była w gustowny, doskonale skrojony, czarny żakiet, zwykłą białą bluzkę, prostą spódniczkę do połowy ud i najzwyczajniejsze szpilki komponujące się z całością.
- Wpuścisz mnie? - zapytała rzeczowym tonem.
- Oczywiście - lekko zmieszany odsunął się, by wizytatorka mogła wejść. - Przepraszam za śmiałość, ale czy my się znamy?
Kobieta spojrzała na niego, jakby wyrosła mu druga głowa.
- Naprawdę mnie nie poznajesz? - zapytała, ledwo powstrzymując kpiący uśmiech. - Aż tak mnie nienawidzisz, że postanowiłeś wymazać mnie ze swojej pamięci?
Ślizgon spojrzał na nią oniemiały i po chwili w jego oczach błysnęło zrozumienie, a zaraz potem - przerażenie.
- Granger? - zapytał.
Kobieta skinęła głową.
- Wyglądasz... - podrapał się po karku. - Wyglądasz o wiele lepiej niż wcześniej - przyznał.
Hermiona zamrugała ze zdziwieniem.
- Nie masz zamiaru zmieszać mnie z błotem? - zapytała. - Wyzwać od szlamy? - dodała szeptem.
- Nie, skąd! - Draco zaprzeczył szybko. - Może usiądziesz? - zaproponował, odsuwając krzesło.
- Dziękuję, ale jestem na wizytacji.
Ślizgon pokiwał wolno głową. Gryfonka wyjęła z aktówki parę kartek, pióro i podkładkę do notowania. Jej wzrok padł na akwarium i zapisała coś drobnym druczkiem.
- Słuchaj... - zaczął niepewnie Malfoy. - Przepraszam. Przepraszam za to, że byłem takim dupkiem.
Hermiona urwała w połowie zdania z piórem nad kartką. Spojrzała na niego, jakby spotkali się pierwszy raz w życiu. Szybko zaczęła wypełniać rubryczki i po kilku minutach wręczyła mu kawałek pergaminu.
Wzięła swoje rzeczy i wyleciała z biura niemal z prędkością światła.
Draco gapił się na drzwi, za którymi zniknęła gryfonka. Dopiero po chwili spojrzał na kartkę, a konkretniej na ostatnie zdanie, na samym dole. Uśmiechnął się do siebie.

Wynik wizytacji: POZYTYWNY

Z zamyślenia wyrwała go sowa, która zaczęła pukać ze zniecierpliwieniem w szybę. Potrząsł głową, chcąc odgonić od siebie wizję szczerze zdumionej Granger i wpuścił ptaka. Miał dla niego krótką wiadomość od matki:

Skarbie,
Skoro rzeczywiście masz dzisiaj bardzo ważną wizytację, nie będę Ci przeszkadzała.
Ściskam, mamusia.

Draco szybko chwycił pióro i na odwrocie skreślił dwa zdania informujące, że jednak stawi się w Malfoy Manor równo o piątej, aby wypić z Narcyzą herbatkę. Wcisnął kartkę sowie, prawie wpychając jej ją do gardła i pospiesznie przepędził ptaka za okno.
Westchnął ciężko. Męczyło go już powoli udawanie jaki jest szczęśliwy i jak dobrze mu się wiedzie. Ale nie mógł złamać matce serca, tego by już nie przeżyła.
Chwycił ponownie wynik wizytacji i delikatnie schował go do swojej teczki.
- Nie przeszkadzam? - usłyszał delikatny i trochę zdenerwowany głos Yolandy.
- Nie, wejdź. Zostało jeszcze trochę kawy, może...
- Nie, nie, dziękuję. Ja wpadłam tylko na chwilę - powiedziała cicho, zamykając drzwi. Wyraźnie była przygaszona.
- Co się stało? - Draco podszedł do niej.
- Przyszłam się pożegnać, Draco.
- Jak to: pożegnać?
- Dostałam awans, czyli mnie przenieśli. Do budynku głównego ministerstwa.
Ślizgon miał ochotę przywalić sobie tłuczkiem w głowę. Tego nie przewidział.
- Hej, będzie dobrze. Będę cię regularnie odwiedzał, aż będziesz miała mnie dość - zapewnił ją z uśmiechem.
- Dziękuję za wszystko, Draco - przytuliła się do niego. - Ale nasz obiad nadal jest aktualny?
- Oczywiście. I nie smuć się tak, przecież nie wyjeżdżasz na drugi koniec świata.
Yolanda uśmiechnęła się.
- To do zobaczenia - rzuciła przez ramię i zniknęła za drzwiami.
Ślizgon poruszył szczęką i ledwo powstrzymał się od walnięcia głową w drzwi. I tak o to pozbył się jedynej przyjaznej mu osoby w całym departamencie. Brawa dla niego!
Westchnął i opadł na biurko. Stracił ochotę do wszystkiego. Dźwignął się na nogi chwilę później i zerknął na zegarek. Do spotkania z matką miał jeszcze ponad trzy godziny, a nie chciało mu się siedzieć w biurze i czekać na kolejnego zleceniodawcę. Szczerze mówiąc, miał to głęboko.
Chwycił płaszcz i swoją teczkę i wyszedł. Przytrzymał drzwi i przekręcił klucz. Parę minut później był już na ruchliwej ulicy. Nie wiedział dokąd ma pójść, więc po prostu poszedł przed siebie.
Nogi zaprowadziły go do eleganckiej czarodziejskiej restauracji. Zapachy wydobywające się z lokalu sprawiły, że jego żołądek postanowił nagle zostać zawodowym akrobatą. Od rana w sumie wypił tylko dwie kawy i zjadł kilka ciastek, a nie pamiętał, czy jadł coś poprzedniego dnia. Pewnie nie, skoro przez pół nocy pisał raport.
Wszedł do środka i zajął miejsce przy wolnym stoliku. Zaczekał, aż kelner zauważy jego przybycie.
Zaczął studiować menu i stwierdził ze zdziwieniem, że nazwy potraw prawie nic mu nie mówią.
- Draco? - usłyszał głos dochodzący z sąsiedniego stolika.
Ślizgon uniósł głowę i zamarł.
- Blaise? Co... Co ty... - zająknął się.
- Wiem, wiem, nie musisz mi przypominać - skrzywił się Zabini.
Miał długie, falujące włosy opadające mu na ramiona i pejsy. Ubrany był w jakąś luźną, lnianą koszulę w różowe kwiaty i dżinsowe, powycierane dzwony, które wyglądały, jakby zostały ostrzelane balonami z farbą.
Draco szybko chwycił swoje rzeczy i dosiadł się do przyjaciela.
- Co ci się stało? Wyglądasz jak jakiś mugolski hipis... - szepnął, zniesmaczony.
- Myślisz, że mi się to podoba? Pansy potraktowała mnie jakąś wymyślną klątwą. Im bardziej próbuję zgolić tę dżunglę, tym szybciej i gęściej odrasta, a na dodatek nie mogę się powstrzymać przed ubieraniem tych szmat i gadaniem o pięknie zawszonych motyli i chwastów - burknął Blaise.
Draco starał się powstrzymać kpiący uśmiech.
- Coś ty takiego zrobił Pansy, skoro potraktowała cię... w taki sposób - wykonał nieokreślony ruch rękami.
- Mnie się pytasz? Nie mam bladego pojęcia! Wparowała do mnie kilka godzin temu i zaczęła rzucać zaklęciami jak jakaś wariatka!
- A mówiła coś?
- Nie wiem, nie słuchałem, byłem zbyt zajęty unikami.
- No ale coś ci chyba nie wyszło - Draco zachichotał, a Blaise spojrzał na niego spode łba.
- Wal się. Zamierzasz jeszcze mi jakoś dogryźć?
- Szczerze? Nie. Samym swoim wyglądem poprawiłeś mi humor. - Malfoy wyszczerzył się w stronę przyjaciela. - Radziłbym ci porozmawiać z naszą uroczą Pans, bo bez jej pomocy zostaniesz hipisem do końca życia...
Zabini warknął coś niezrozumiale.
- Nie bulwersuj się już tak... - Draco uniósł dłonie w obronnym geście. - Ja tylko chcę ci pomóc.
- Wielkie dzięki za taką pomoc - odburknął obrażony Blaise. - Już wiem, jak się czują puchoni, jak tak każdy im dogryza na każdym kroku.
- No widzisz? Doigrałeś się. To się nazywa karma, mój drogi. - Malfoy pokiwał głową z miną znawcy. Na wszelki wypadek zasłonił się menu.
- Uważaj, żebyś ty się nie doigrał. Mam nasłać na ciebie Parkinson?
- Wolałbym nie, moje idealne włosy by tego nie przeżyły.
Zabini zakaszlał, co za brzmiało mniej więcej jak: "ego też nie".
- Mówiłeś coś? - Draco uniósł brew, spoglądając na niego znad karty dań.
- Absolutnie nic. - Blaise wyszczerzył się.
Malfoy zerknął na zegarek.
- Składałeś już zamówienie? - spytał.
- Tak, jakieś piętnaście minut temu, a co?
- Mogłeś mi wcześniej powiedzieć - westchnął i gestem przywołał kelnera. Zapytał o skład niektórych potraw, aby na koniec zamówić tylko krwisty stek.
W tym momencie do Zabiniego podszedł drugi kelner i postawił przed nim jego danie.
- Co to? - zapytał Draco, mimowolnie naciągając się w stronę jego talerza.
- To jest jambalaya z owocami morza. Niesamowicie pachnie, prawda?
- Nie mogę się nie zgodzić.


O wpół do piątej opuścił restaurację z mocno podchmielonym Blaisem. Czy to normalne upić się winem w restauracji? Dla niego najwyraźniej...
- Dasz sobie radę? - zapytał po raz dziesiąty Draco, niepewnie spoglądając na przyjaciela.
- Oczywiście, że tak. Nie znasz mnie?
- Znam i to mnie właśnie martwi... Pamiętasz, jak po urodzinach Astorii miałeś się aportować na Pokątnej? A wylądowałeś trzy kilometry od linii brzegowej Anglii... Miałeś szczęście, że była tam platforma...
- E tam, szczegóły - burknął nieco niewyraźnie Blaise. - Dobra, idę.
Wyprostował się, obrócił, prawie się przewracając i zniknął z trzaskiem.
Draco pokręcił głową i ruszył w przeciwną stronę. Miał trochę czasu na spacer i postanowił to wykorzystać.


- Draco, kochanie, tak się cieszę, że wpadłeś - zawołała od progu Narcyza i pocałowała go w policzek. - Przejdźmy do salonu, czeka już herbata. Zrobiłam twoje ulubione ciastka z truskawkami.
Draco nie mógł się nie uśmiechnąć, widząc tak uradowaną matkę. Prawie przefrunęła do salonu, tak radosne i eleganckie były jej kroki. Wydawała się pełna zapału do tak trywialnej rzeczy, jaką była zwyczajna herbata.
- Idziesz, kochanie? - zawołała, wychylając głowę na korytarz.
- Idę, idę!
Wszedł do salonu i zajął miejsce na fotelu obok Narcyzy. Nalała mu bursztynowego napoju do eleganckiej filiżanki i podała spodeczek z ciastkiem.
- Jak tam sprawy w ministerstwie? - zagadnęła, upijając łyk herbaty.
- Wszystko w normie, nudy jak co dzień - odparł z uśmiechem Draco.
- To dobrze. Mógłbyś czasem przyprowadzić tutaj swoją przyjaciółkę - rzuciła niewinnie Narcyza.
- Mamo! - Ślizgon prawie zakrztusił się ciastkiem. - Yolanda jest tylko koleżanką i to się nie zmieni.
- O! Wreszcie poznałam jej imię. - Matka uśmiechnęła się od ucha do ucha i, jak gdyby nigdy nic, upiła kolejny łyk ze swojej filiżanki. - A powiesz mi, dlaczego masz obiekcje do Ginny? Przecież to taka urocza, pełna życia i przemiła dziewczyna. Wspomniałam już, że jest urocza? No więc - spojrzała na syna wyczekująco.
- Nie wątpię w to, że Ginny jest wspaniała, ale Blaise i ona czują do siebie miętę i nie zamierzam temu przeszkadzać - odpowiedział, wygrzebując truskawki ze swojego ciastka.
Narcyza przyglądała się temu z uśmiechem. Robił tak przez całe życie. Zawsze jadł ciastko, dopiero potem wydłubane kawałki owoców.
- Rozumiem, kochanie. Skoro już tu jesteś, pomógłbyś mi przygotować parę zaproszeń? - powiedziała tak niewinnym tonem, że Draco spojrzał na nią podejrzliwie.
- Knujesz coś, mamo?
- Naturalnie, w końcu potrzebne mi jakieś hobby, prawda?
- Po co te zaproszenia? - zapytał ślizgon z czystej ciekawości.
- Zamierzam urządzić małe przyjęcie ogrodowe, tak za dwa tygodnie, jak tylko pogoda się poprawi.
- Mogę ci jakoś pomóc?
- Oczywiście, skarbie. Zajmiesz się zaproszeniami - uśmiechnęła się promiennie Narcyza.
Draco skinął głową.
- A kogo zamierzasz zaprosić?
- Oczywiście Weasleyów - zaczęła wyliczać na palcach - Harry'ego z Teddym, Blaise'a, Astorię z rodziną, Neville'a i jego uroczą Lunę oraz jeszcze parę osób. A właśnie, widziałam ostatnio Hermionę Granger. Jak myślisz, zgodzi się przyjść?
Draco poczuł, jak połykana właśnie truskawka staje mu bokiem w gardle.
- Nie wiem, może - szybko upił łyk herbaty.
- To dobrze. Bardzo mi zależy na tym, żeby przekonała się do naszej rodziny. Do tej pory poznała ją przecież od najgorszej strony... Ale to nic, mam nadzieję, że wszystko pójdzie świetnie.
Mówiła z takim zapałem, że ślizgonowi nawet przez myśl nie przeszło, że coś się może nie udać. Klasnął w dłonie.
- To gdzie te zaproszenia, mamo?


- Uważaj na siebie, pracuj dobrze i koniecznie pozdrów ode mnie Yolandę, skarbie - Narcyza ucałowała syna w oba policzki i poprawiła mu kołnierzyk. - Zabierz jej też kilka ciastek - podała mu pudełko.
- Dobrze, mamo. - Draco pocałował ją w czoło.
- Dziękuję ci, za pomoc. Aha, jeszcze jedno - wyjęła z kieszeni szaty złożoną kartkę i włożyła synowi do ręki. - Przeczytaj, jak już będziesz w domu - mrugnęła do niego.
Ślizgon uśmiechnął się delikatnie i skinął głową.
- Do zobaczenia.
- Do zobaczenia, kochanie - uścisnęła go i uśmiechnęła się.
Draco odwrócił się i skierował w stronę bramy. Odwrócił się i zobaczył, jak Narcyza mu macha i chwilę później zamyka drzwi. Spojrzał na trzymaną w ręku kartkę. Ciekawe, co tym razem wymyśliła.


Do mieszkania dotarł pół godziny później. Odwiesił płaszcz i teczkę i skierował się do kuchni. Przywołał różdżką czajnik, włączył gaz i wstawił wodę na kawę. Nie spodziewał się tego po sobie, ale polubił to mugolskie mieszkanie. Było całkiem wygodne i praktyczne. Na przykład do tej pory nie ma pojęcia, jak mógł wcześniej żyć bez zmywarki.
Rozłożył kartkę, akurat na tej stronie, na której powinien:

Nie czytaj na razie tego co jest z tyłu!
Skarbie, wiem, że nie jest tak pięknie i kolorowo, jak mi mówiłeś. Co jak co, ale matki nie oszukasz.

Draco uśmiechnął się na te słowa i czytał dalej.

Nie wiem, czemu jesteś ostatnio przygaszony, ale mam coś dla Ciebie. Mam nadzieję, że to pomoże. Teraz odwróć kartkę.
Ściskam, mamusia.

Ślizgon posłusznie odwrócił kartkę i jego oczom ukazała się lista opatrzona wielce wymownym tytułem: Poradnik Pozytywnego Myślenia. Skojarzyło mu się to z książką, którą widział na wystawie w jakiejś księgarni.
Jednocześnie zaintrygowany i pełen obaw, co do pomysłu Narcyzy, zaczął czytać:

Poradnik Pozytywnego Myślenia:
1. Częściej odwiedzaj matkę :)
2. Pij najlepsze wino.
3. Jedz to, co lubisz.
4. Rób to, co kochasz.
5. Wybieraj się na randki ;)
6. Przywieś to na lodówce.
7. I czytaj codziennie. 

Draco zatkało. Nie mógł wyjść z podziwu nad pomysłowością Narcyzy. A tak w ogóle to skąd ona wie o istnieniu emotikonek i sposobie ich użycia? Sam odkrył je niecały tydzień temu, podczas przeglądania jakiegoś forum internetowego.
Matka zaskakiwała go coraz częściej i to bardzo pozytywnie. Jednym ruchem różdżki zmienił serwetkę w magnes w kształcie miotły i powiesił na lodówce kartkę od Narcyzy.
Zalał kawę i usiadł na blacie.
A co jeśli matka miała rację? Jeżeli to naprawdę coś da? W sumie nie zaszkodzi spróbować, prawda?


Następnego dnia wpadł do Oazy o wiele wcześniej niż zwykle. Wziął na wynos pół blachy szarlotki, drugie tyle sernika i popędził do biura. O ile zdążył się zorientować, trzecie piętro jeszcze nie zaliczyło wizytacji.
W połowie drogi prawie wpadł na Hermionę, która właśnie wychodziła z windy.
- O, cześć! - zaczął radośnie Draco. - Piękna pogoda, prawda? Serniczka?
Podsunął osłupiałej gryfonce opakowanie z ciastem. Element zaskoczenia to była jego jedyna szansa.
- Co ty kombinujesz, Malfoy? - Dziewczyna zmrużyła podejrzliwie oczy i nieufnie spojrzała na oferowany smakołyk.
- Spokojnie, nie zamierzał cię otruć - zapewnił z uśmiechem ślizgon. - To jak, skusisz się?
- W co ty pogrywasz? - zapytała Hermiona, biorąc kawałek sernika.
- W nic. Zmieniłem się, uwierzysz? - odparł ze śmiechem Draco.
- No jakoś nie bardzo - rzuciła z przekąsem gryfonka.
- Trudno, mam jeszcze czas, żeby cię do siebie przekonać - mrugnął do niej i patrzył prosto w jej zdumione oczy, dopóki drzwi windy się nie zamknęły.
Draco oparł się o ścianę i wypuścił głośno powietrze. Chyba się udało.
Dotarł do biura, czując się jak przepuszczony przez młynek do kawy. Nie wiedział, czy da radę jeszcze wytrzymać podobną ilość nerwów. Cieszył się jednak, że nie zrobił z siebie totalnego idioty.
Odłożył ciasta na biurko i spojrzał na nie. Nic tak nie działało na jego nerwy jak cukier, a w końcu ktoś to wszystko będzie musiał zjeść...


- Cześć, Hermiono! - zawołał radośnie, widząc ją w hallu. Widocznie zapomniała czegoś wczoraj i po to wróciła. Innej opcji nie było, bo wizytacje już się zakończyły.
Spojrzała na niego zaskoczona.
- Masz dla mnie jakieś ciasto? - zapytała sceptycznie i zmierzyła go wzrokiem.
- Nie, tym razem zapomniałem. Ale mam coś innego.
- Tak? - zapytała gryfonka ze średnim zainteresowaniem.
- Dasz się wyciągnąć na kawę? Albo na kolację? - Ślizgon postanowił postawić wszystko na jedną kartę.
Nie mógł wyjść z podziwu nad tym, że jedna mała karteczka aż tyle zmieniła.
Hermiona zmrużyła oczy.
- To jest jakiś podstęp, tak? Albo jakiś zakład?
- Nie, nie! - zaprzeczył szybko Draco. - Nic z tych rzeczy. Mam szczere intencje.
Ma szczere intencje? Naprawdę to powiedział? Chyba pójdzie strzelić głową w ścianę...
- Hmm... Skoro tak... To możemy się umówić. A spróbuj tylko coś wykombinować, to ci nie daruję - syknęła mu do ucha i go minęła.
Ślizgon odwrócił się i z zaskoczeniem stwierdził, że Hermiona do niego mrugnęła!
- Merlinie... - jęknął.
No nic, trzeba się jeszcze jakoś zgadać. Może zaprosi ją do siebie? W sumie czemu, nie? Będzie się czuła lepiej w mugolskim mieszkaniu. Pozostawała jeszcze jedna kwestia, a mianowicie: dlaczego właśnie ona?


Czas na trzecie podejście, pomyślał Draco i ścisnął mocniej i tak już zmaltretowaną różyczkę. Czekał na Hermionę przez dziesięć minut w hallu departamentu. Minęło drugie tyle czasu, zanim zorientował się, że dziewczyna się tutaj nie pojawi.
Przeklinając w duchu własną bezmyślność, wyszedł na ulicę i deportował się prosto do atrium ministerstwa.
Wszystko byłoby dobrze, gdyby jeszcze wiedział, gdzie pracuje gryfonka. Szybko skierował się do Biura Informacji Wewnątrzurzędowej i już po kilku minutach wiedział, gdzie ma się udać.
Hermiona Granger należała do zespołu Shacklebota, a jego siedziba znajdowała się na czwartym poziomie.
Wślizgnął się do windy i spojrzał na swoją różyczkę. Nie nadawała się już na nic. Westchnął i spróbował jakoś wydłużyć jej żywot. Rzucił kilka zaklęć i owszem, różyczka trochę ożyła, ale zmieniła kolor na niebieski.
Trudno, jakoś to będzie.
Wysiadł z windy i poczuł napływające zdenerwowanie. Miał wrażenie, że jest nastolatkiem, który za moment przeżyje swoją pierwszą randkę.
Przecież to bez sensu.
Westchnął i zdecydowanym ruchem zapukał do drzwi. Miał nadzieję, że nie wygląda zbyt żałośnie z kwiatkiem w ręce.
Hermiona otworzyła drzwi, oglądając się przez ramię do wnętrza pomieszczenia. Wybuchnęła śmiechem, który zamarł, gdy zobaczyła ślizgona.
- Co ty tutaj robisz? - zapytała szczerze zdziwiona.
- Dasz się zaprosić na kolację? - Draco spojrzał na jej twarz i wręczył niebieską różyczkę.
Gryfonka wzięła kwiatka do ręki i zaczęła mu się przyglądać.
- Niebieski - stwierdziła i podniosła wzrok. - Mój ulubiony, skąd wiedziałeś?
Malfoy poczuł, że zawał serca minął go o włos. Nie miał pojęcia, co się z nim działo, ale postanowił na razie się tym nie przejmować.
- Cieszę się, że ci się podoba - uśmiechnął się rozbrajająco, a w środku miał ochotę skakać z radości. - To jak będzie z tą kolacją?
Hermiona przyjrzała mu się uważnie, szukając jakiejkolwiek oznaki podstępu z jego strony. Po dokładnych oględzinach twarzy ślizgona, w jej oczach pojawiło się coś na kształt ulgi, że niczego nie znalazła.
- Zgoda, pójdę z tobą na kolację - gryfonka obejrzała się przez ramię. - Przepraszam, ale mam dużo pracy, wyślij mi sowę, dobrze? Do zobaczenia.
I zamknęła drzwi, nie dając mu dojść do słowa. Stał pod jej biurem jeszcze kilka minut, zanim zaczął na nowo kontaktować ze światem.
Zgodziła się.
Szybko ruszył do windy i wypadł z ministerstwa. Teleportował się do mieszkania. Chwycił szybko kawałek pergaminu i napisał, żeby wpadła do niego o ósmej. Podał dokładny adres, pięknie się podpisał i wysłał sowę.
Teraz trzeba się przygotować do kolacji. Już doskonale wiedział, co zrobi.


Zostało pół godziny, a dokładnie tyle czasu potrzebował Draco. Na dużej patelni smażył brązowy ryż, chili i inne składniki. Po kilku minutach dodał przyprawy. Podśpiewując, zdjął z gazu wywar warzywny i wlał go na patelnię. Przykrył ją pokrywką i pozostawił na kwadrans.
W tym czasie przeszedł do salonu, sprawdził po raz tysięczny wygląd stołu i zapalił świeczki. Z szafki wyjął kieliszki i wchodząc do kuchni, postawił je na blacie.
Wyjął deskę do krojenia i położył na niej dwa filety z łososia, które zaczął kroić w kostkę. Gdy skończył, wziął ze stojącej obok miski krewetki i zaczął je obierać. Wrzucił wszystko na patelnię i zajął się otwieraniem puszki z pomidorami. Całą jej zawartość dodał do potrawy i zamieszał.
Z kuchni wyrwał go dzwonek do drzwi. Szybko wytarł ręce, rzucając ścierkę na blat i poszedł otworzyć.
- Cześć - przywitała się Hermiona. - Nie masz nic przeciwko, że jestem wcześniej? - zapytała, zakładając za ucho kosmyk włosów.
- Nie, skąd. - Draco odsunął się, robiąc jej przejście. - Ślicznie wyglądasz.
Gryfonka uśmiechnęła się lekko i zarumieniła. Miała na sobie koktajlową kremową sukienkę za kolano i bez ramiączek.
Ślizgon zaprowadził ją do salonu i powiedział, że za dziesięć minut wszystko będzie gotowe.
- Pięknie pachnie - powiedziała dziewczyna. - Co to? - zapytała, gdy Draco znikał już w kuchni.
- Niespodzianka - zawołał.
Zdjął pokrywkę z patelni i skłębiona para przesłoniła mu widok. Zapach potrawy rozniósł się mocniej po kuchni. Ślizgon wlał sos Tabasco i zamieszał kilka razy. Zmniejszył ogień i wyjął dwa talerze.
Zdjął patelnię z gazu, dodał soli i pieprzu, wymieszał wszystko, podrzucając, niczym zawodowy kucharz i zaczął nakładać porcje. Posypał lekko pietruszką i z zadowoleniem ocenił efekt.
Zaniósł talerze do salonu i wrócił po kieliszki.
- Mam dylemat - stwierdził, siadając naprzeciw Hermiony. - Nie wiem, które wino wybrać - dodał, gdy spojrzała na niego pytająco. - Mam  sauvignon blanc, rocznik trzydziesty siódmy, idealne do owoców morza oraz chardonnay, rocznik czterdziesty drugi, świetnie komponuje się z rybą.
Gryfonka zastanowiła się na moment.
- Uwielbiam białe wino, a czym starsze, tym lepsze, więc niech będzie sauvignon.
Draco skinął głową i podniósł się z miejsca.
- Już się robi - rzucił z uśmiechem i zniknął w kuchni, by wrócić po kilku sekundach z butelką w ręce.
Nalał im do trzech czwartych kieliszka i zaczęli jeść.
- To jest pyszne - odezwała się z uznaniem Hermiona. - Ale nadal mi nie powiedziałeś, co to jest.
- Jambalaya z owocami morza. Widziałem to w restauracji dwa dni temu.
- Jesteś bardzo dobrym kucharzem i znasz się na winie. Takiego to ze świecą szukać - przyznała z iskierką rozbawienia w oczach. - A co cię podkusiło, żeby zjeść ze mną kolację?
- Szczerze? - zapytał Draco, upijając łyk. - Widząc cię wtedy, w drzwiach mojego biura, zdałem sobie sprawę, jakim dupkiem byłem cały czas. Zrozumiałem, jak złe to było i zapragnąłem naprawić nasze relacje.
Hermiona rozejrzała się po salonie.
- Świeczki, wino, kolacja... To brzmi jak całkiem udana randka, nie sądzisz? - posłała mu spojrzenie znad swojego kieliszka.
- Masz rację. - Draco uśmiechnął się i zamarł, gdy dotarł do niego sens wypowiedzianych przez nią słów. - Zaraz, zgadzasz się, żeby to była randka?
- Chyba po to mnie zaprosiłeś, prawda? - Gryfonka obdarzyła go uroczym uśmiechem.
Ślizgon pokiwał wolno pokiwał głową. No tak, to rzeczywiście była randka. Jaki on jest głupi...
Zaczął chichotać, ale szybko się opanował, czując na sobie pytające spojrzenie towarzyszki. Upił długi łyk,  chcąc zamaskować nagły atak wesołości.
- Przygotowałeś coś jeszcze? - zapytała Hermiona, gdy już skończyli jeść.
Draco odlewitował talerze do kuchni. Teraz siedzieli na sofie i opróżniali butelkę chardonnay.
- Miałem jeszcze w planach deser, ale myślałem, że już nie będziesz miała ochoty.
- Deser to bardzo dobry pomysł - entuzjastycznie powiedziała gryfonka.
Ślizgon podniósł się z sofy i poszedł do kuchni, a dziewczyna ruszyła za nim.
- Ładne masz mieszkanie - stwierdziła, opierając się o futrynę.
- Dziękuję. Polubiłem to miejsce, chociaż jest mugolskie prawie w stu procentach - odparł z uśmiechem, opierając się o blat. - Mogłabyś wyjąc z tamtej szafki pucharki? - zapytał, wskazując mebel stojący tuż obok Hermiony. Wyjął z zamrażarki trzy pudełka lodów i je otworzył. Czekoladowe, truskawkowe i waniliowe.
Gryfonka stanęła obok niego i postawiła na blacie dwa pucharki.
- Jakie smaki? - zapytał Draco.
- Możesz dać mi wszystkie. Masz może jakąś polewę?
- Toffi, malinową i czekoladową. Jest jeszcze bita śmietana.
- To poproszę wszystko - wyszczerzyła się Hermiona. Uwielbiała takie desery i mogła je jeść prawie w każdej dostępnej kombinacji.
- Nasz klient, nasz pan - odparł z uśmiechem ślizgon i zajął się nakładaniem lodów. - Wiesz, że czeka nas jeszcze wino do tego?
- Naprawdę? Białe czy czerwone?
- Obojętnie jakie chcesz. Obok okna jest lekko wystający kawałek boazerii, naciśnij go.
Zaintrygowana podeszła we wskazane miejsce. Pod wpływem jej dotknięcia, kawałek ściany schował się i przesunął w bok. W środku znajdowały się półki z przeróżnymi butelkami.
Domyśliła się, że na ten schowek musiało zostać rzucone jakieś zaklęcie.
- Nie krępuj się, wejdź i wybierz sobie jakieś - powiedział Draco, podnosząc pucharki.
- Nie zamkniesz mnie tam? - zażartowała dziewczyna.
- A nawet jeśli, przynajmniej będziesz miała w czym utopić smutek - mrugnął do niej ślizgon i zniknął w salonie.
Hermiona dołączyła do niego chwilę później z butelką słodkiej madery. Draco odebrał od niej alkohol i rozlał do kieliszków.
- Myślałem, że weźmiesz coś białego, chociażby tokaj, a tu takie pozytywne zaskoczenie. Zdecydowanie wolę portugalskie wina niż węgierskie - skinął głową z uznaniem.
- Raz na jakiś czas można wypić coś czerwonego. A ja piję maderę tylko w dobrym towarzystwie - odpowiedziała, chwytając w dłoń swój deser i zabierając się do jedzenia.
- Czyli mogę czuć się wyróżniony?
- Oczywiście, że tak - spojrzała na niego i wzięła do ust łyżeczkę pełną bitej śmietany. Trochę zostało jej na nosie.
- Ubrudziłaś się - stwierdził z rozbawieniem Draco i kciukiem starł fragment deseru. Czuł, że kolejna porcja alkoholu coraz bardziej go rozluźnia.
- Niezdara ze mnie - przyznała z uśmiechem dziewczyna.
Ślizgon stwierdził, że była urocza. Nawet bardzo urocza. A trzecia butelka wina tylko pogłębiała ten efekt.


- Bardzo dziękuję za kolację - powiedziała Hermiona, opierając się od drzwi wejściowe.
- Nie ma za co, cała przyjemność po mojej stronie - przyznał z uśmiechem Draco.
Gryfonka przyjrzała mu się uważniej i pod wpływem impulsu, zapewne trzech butelek wina obalonych wspólnie, stanęła na palcach i delikatnie go pocałowała. Właściwie to musnęła, ale tyle wystarczyło, żeby ślizgonowi przyspieszył puls.
- Dobranoc - szepnęła i się odwróciła.
- A może jeszcze zostaniesz? - zapytał z nadzieją Malfoy.
- Właściwie to nie pokazałeś mi jeszcze całego mieszkania - przyznała gryfonka.
- Możemy zwiedzić sypialnię - zaproponował Draco, ośmielony po pocałunku i alkoholu.
- Możemy... - odpowiedziała zmysłowym głosem dziewczyna.
Ślizgon zamknął drzwi. Oparł o nie Hermionę i pocałował ją w szyję.
- Sypialnia jest chyba za daleko - wyszeptała. - To co, tradycyjnie na stole w kuchni?
- Nie mam stołu - zaśmiał się. - Ale blaty są chyba wystarczająco wygodne.
Po tych słowach dziewczyna pociągnęła go w stronę kuchni. Oparła się o szafkę i przyciągnęła go bliżej do siebie.
- Wiesz, że moja matka organizuje imprezę za dwa tygodnie? - zapytał w przerwach między kolejnymi pocałunkami. - Pomyślałem, że skoro i tak jesteś zaproszona, to możemy się wybrać razem.
- Przypomnij mi, żebym pomyślała o tym jutro rano.
Gryfonka odpięła koszulę Draco i zsunęła ją z niego. Ślizgon chwycił ją za uda i odrobinę podsadził, żeby mogła usiąść na blacie.
Musiał koniecznie podziękować matce za kartkę, która wisiała na jego lodówce. Oczywiście, jeśli nie zapomni, że ma o tym pamiętać.
A teraz był skupiony tylko na leżącej pod nim Hermionie.

~~~~~
Witam i mam nadzieję, że moja miniaturka się spodobała :)
Napisałam ją jako odskocznię, ponieważ uważam, że pisanie "pudełka czekoladek" ostatnio idzie mi jakoś topornie. Ale muszę przebrnąć jeszcze przez kilka nudnych rozdziałów, żeby akcja się rozkręciła :)
A tymczasem liczę na komentarze :D

4 komentarze:

  1. Pierwsza! Bardzo fajna miniaturka :) Błagam o kolejny rozdział ,,Pudełka...". Ja zwariuję! A póki jeszcze trzeźwo myślę to pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Wspaniała miniaturka!! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Haha, jaka cudowna miniaturka! Ostatnio nie czytałam lepszej :)
    Jest długa i bardzo przyjemnie mi się ją czytało. Coraz lepiej piszesz :)

    M.

    OdpowiedzUsuń

KOMENTARZE KARMIĄ WENĘ :)